Praca na emigracji przy koszach do magla

 

Dobrze pamiętam jak wyglądała moja pierwsza praca, jaką udało mi się znaleźć za naszą zachodnią granicą. Nie znałem jeszcze wtedy dobrze języka niemieckiego, ale na szczęście nie był on potrzebny w miejscu, do którego trafiłem. Była to pralnia w której pracowało wielu Polaków.

Noszenie koszów do magla wymaga siły i kondycji

Kosze do maglaCi, którzy byli tam nieco dłużej obsługiwali pralki i pilnowali porządku. Ja pierwszego dnia nie dostałem zbyt ambitnych zadań. Przyznaję, że spodziewałem się dokładnie takiego rodzaju pracy i byłem bardzo szczęśliwy, że względnie szybko udało mi się ją znaleźć. Dosłownie przez cały pierwszy dzień nosiłem w jedną i w drugą kosze do magla wypełnione czystymi lub brudnymi ubraniami. Płacili niemiecką stawkę i nie próbowali nikogo w żaden sposób oszukiwać, więc dawałem z siebie wszystko na tym stanowisku. Okazało się, że nie jest to wcale trudne – było jedynie męczące fizycznie. Kosze do magla wypełnione po brzegi nie ważyły przecież tak mało. Gdy popracowałem tam nieco dłużej starsi stażem pracownicy uznali, że czas wprowadzić jakiś inny system. Jednego dnia ja dźwigałem kosze, ale drugiego obsługiwałem pralki. Uznałem, że to bardzo uczciwy układ jak na mój malutki staż w firmie – reszta pracowała tam po pięć i więcej lat, ja z kolei byłem tam dopiero dwa tygodnie. Wszyscy byli jednak bardzo mili i uprzejmi i nie chcieli, bym się przepracowywał. Kosze faktycznie były ciężkie, dlatego gdybym miał nosić je dzień w dzień prawdopodobnie szybko bym się zniechęcił.

Na szczęście żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Nosiłem kosze na zmianę z obsługiwaniem pralek przez cały kolejny rok, ale ostatecznie stwierdziłem, że tęsknię za Polską. Fajnie było zarabiać w euro, a jeszcze lepiej wydawać to u siebie w kraju, ale wolałem wiązać życie ze swoją ojczyzną.